"Nie chcemy wiedzieć, że jesteś z Warszawy!!! Sami wiemy, że tam jest wszystko lepsze, większe i tańsze!!!" - ogłoszenie, które pojawiło się w jednej z sopockich aptek. "Pana nie obsługujemy, bo Pan jest zwolennikiem Ziobry" Czy tak ma wyglądać porządek prawny w państwie demokratycznym? Komentowałem dziś krótko wczorajszy "wyrok" Trybunału Konstytucyjnego w sprawie odmowy świadczenia usługi bez uzasadnionej przyczyny (art. 138 Kodeksu wykroczeń) - przepis znany lepiej z tzw. sprawy "drukarza zakupiłam microsoft 365 family, nie wiedziałam jak udostępnić dostęp do pakietu dla kolejnych użytkowników, zadzwoniłam na numer podany na stronie i zostałam poinstruowana przez miłego pana, który krok po kroku udzielał mi instrukcji co mam zrobić. Produkt zgodny z opisem, wszystko działa na kilku kontach więc polecam! Tego klienta nie obsługujemy. Awantura w Krakowie. Kucharz restauracji w Krakowie odmówił obsłużenia gości, gdyż biegli oni w półmaratonie. Lokal już przeprosił – choć nie obyło Bulwersująca postawa urzędników z Dąbrowy Białostockiej. Każą zapłacić niewidomemu, całkowicie niezdolnemu do pracy mężczyźnie za pobyt jego ojca w DPS. Wojciech Kirejczyk sam potrzebuje opieki, dlatego nie mógł zająć się tatą. Pobyt w DPS finansowany był z renty seniora, a resztę dopłacała gmina. 19K views, 43 likes, 8 loves, 6 comments, 135 shares, Facebook Watch Videos from Tych klientów nie obsługujemy: Pan tu nie stał qxmFm5. Po wywalczeniu z drużyną mistrza świata, dostał kilka dni na odpoczynek, który zaserwował sobie w rodzinnym Olsztynie. gdzie indziej moglibyśmy zaprosić go na wywiad, jak nie do sali sportowej, gdzie przyszedł na swój pierwszy w życiu trening siatkarski. Oto gigant polskiej reprezentacji – Marcin Możdżonek. Facet, który szokuje dwa razy: najpierw olbrzymią posturą, a potem jeszcze większą skromnością. Z iPhone”™a naszej fotografki puszczam z youtube piosenkę „W stepie szerokim”. Po 19 sekundach zagaduję Marcina Możdżonka: Made in: Jakiś komentarz? Marcin Możdżonek (po kolejnych ośmiu sekundach): Oficjalny, czy nieoficjalny? W internecie ta pieśń wszędzie pojawia się jako nieoficjalny hymn siatkarzy. Jeśli podoba się kibicom, to dlaczego nie uznawać tego za oficjalny hymn kibiców, czy nawet reprezentacji. Mają do tego pełne prawo. Mnie osobiście kojarzy się to tylko to z jednym, z „Panem Wołodyjowskim”. Spotykamy się na sali gdzie zaczynałeś siatkarskie treningi. Przyjeżdżasz tu jako mistrz świata. Czujesz inne bicie serca? Tutaj odbył się mój pierwszy trening siatkarski w życiu, więc zgadza się, mocniej zabiło. Masa dobrych wspomnień. Pamiętasz ten pierwszy trening? Doskonale. Nie potrafiłem się w ogóle odnaleźć. Nie wiedziałem jak ugryźć siatkówkę, na czym to polega. Wszystko wydawało mi się tak skomplikowane, że pół treningu przesiedziałem na ławce i przyglądałem się kolegom. Do siatkówki trafiłeś poprzez koszykówkę. Grałem w nią namiętnie. Wcześniej była piłka ręczna, no i oczywiście kopałem w piłkę na podwórku. Czyli typowe dzieciństwo chłopaka z blokowiska. Kiedy przyszedłeś na pierwszy trening siatkarski, ile już miałeś wzrostu? Tu było w połowie ósmej klasy… (chwilę się zastanawia) metr dziewięćdziesiąt parę. W kogo tak wyrosłeś? Mama ma 175 centymentrów, ojciec prawie 190. Nie są to może gigantyczne wzrosty, ale gdzieś te geny rodzinne są. Siostra też jest wysoka – 186 cm. Od najstarszych członków rodziny wiem, że kiedyś, w poprzednich pokoleniach, też byli wysocy. I pewnie w którymś pokoleniu to powraca. Od kiedy przestało ci przeszkadzać, że jesteś tak wielki? Bardzo szybko zaakceptowałem wzrost, który daje jednak więcej plusów, niż minusów. Za niskie framugi, za krótkie łóżka w hotelach, czy kupowanie ubrań, to są tylko małe niedogodności. Chyba tyko raz, jak wszedłem do sklepu z ubraniami, sprzedawczyni już w progu powiedziała: tego pana nie obsługujemy. Teraz dużo się w tym temacie zmieniło. Magia internetu czyni cuda. Tam w zasadzie kupuję większość ubrań. Kiedy poczułeś, że dałeś się w tę siatkę złapać? Pamiętam ten moment. Trenowałem raptem kilka miesięcy, pojechaliśmy na mistrzostwa Polski młodzików, gdzie zajęliśmy chyba piąte miejsce. Wtedy nastąpił przełom. Byli obecni trenerzy reprezentacji juniorów, którzy wybierali zawodników do szkoły mistrzostwa sportowego. Bardzo się mną zainteresowali. Oczywiście nie moimi wybitnymi umiejętnościami siatkarskimi, ale warunkami fizycznymi. Pojechałem na testy do Spały. Przeszedłem je pomyślnie i już wiedziałem, że to będzie na pewno to. Jesteś ścisłą czołówką najlepiej blokujących. Masz gigantyczny zasięg w wyskoku. A w nim głowę ponad siatką. Dostałeś kiedyś piłką w twarz skacząc do bloku? Średnio raz na dwa tygodnie. Takie petardy? To są mocne uderzenia, ale jeszcze nie było takiego, które by zamroczyło. W czoło to jeszcze nic takiego. Gorzej w nos. Wtedy są kłopoty. Można na chwilę zachwiać się i koledzy dla zabawy odliczają niczym sekundant na ringu. Słyszałeś dowcip, kto był najlepszym blokującym na wrześniowych mistrzostwach świata? Tak, Solorz (śmiech). Ale było sporo lepszych dowcipów. Mi spodobał się ten z Putinem, który powiedział, że on żadnej reprezentacji nie wysyłał do Polski, a takie stroje można kupić w każdym sklepie sportowym. Przez trzy lata byłeś kapitanem reprezentacji. To prawda, że do dzisiaj masz taki autorytet, że tak jak powiesz, tak ma być? Autorytetem na pewno mnie darzą, ale nigdy nie rozkazywałem, bo nie musiałem. Na szczęście większość kolegów wie po co są w reprezentacji. Byli na tyle profesjonalni, że nie musiałem zwracać uwagi na nic. A autorytet został, bo sporo zrobiłem dla reprezentacji jako mediator z Polskim Związkiem Siatkówki, bo momentami były trudne chwile. Wziąłem wtedy wszystko na swoje barki. Na pewno byli mi za to wdzięczni. Ostatnich trzech trenerów kadry to światowa czołówka, a tu na krótko przed mistrzostwami kumpel z parkietu zaczyna was trenować i odnosicie największy sukces. Wielu drapie się po głowie do dzisiaj, jak to się stało. Byliśmy drużyną. Trenerowi udało się wpleść indywidualności w tryby tej machiny siatkarskiej i tej jeszcze trudniejszej machiny, jaką jest reprezentacja. Potrafił też poświęcić kilku zawodników dla dobra atmosfery w kadrze. Wielu trenerów często tak robi, a już ci najlepsi zawsze, że pozbywają się najlepszego na rzecz gorszego, by drużyna mogła odetchnąć. Poza tym wiedzieliśmy, że musieliśmy mu dużo pomóc, bo początkowo popełniał sporo błędów szkoleniowych. A co będzie dalej? Też się zastanawiamy, bo Antiga rozpoczął pracę trenerską z wysokiego C. Ciśnienie kibiców będzie wysokie. To ciśnienie jest, było i będzie. Ostatnie lata siatkówki to sinusoida. Wygrywaliśmy, by ponieść porażkę. Wiemy, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, przyzwyczailiśmy się do tego. Dzisiaj nas kochają, ale po pierwszych przegranych meczach to się zmieni. Ale nie mamy o to do nikogo pretensji, bo tak to jest w świecie sportu. Zawsze zastanawiałem się, jak buzuje psychika siatkarza, który staje do serwu przy przewadze w tie breaku. To jest automatyzm. Najlepszych od średniaków dzieli to, że w takich momentach ten pierwszy potrafi się skupić wyłącznie na tym, co ma w tej chwili wykonać. W głowie jest tylko jedno: jak podrzucić, jak uderzyć i w które miejsce posłać. Im bardziej by mnie to przerażało, tym większe prawdopodobieństwo błędu. Prowadzisz zajęcia z dzieciakami. Myślisz czasem o zostaniu trenerem? Staram się w kilku miastach zarazić dzieci pasją do sportu poprzez siatkówkę. Nie mogę im tego odmówić. Ja sam nie chciałem, będąc dzieckiem, by ktoś mi takiego czegoś odmawiał, a takie sytuacje się zdarzały. Myślałem o pracy trenerskiej, ale ona kosztuje jeszcze więcej wyrzeczeń, czasu i nerwów, niż bycie zawodnikiem. Chyba więc trenerem na wysokim poziomie nie zostanę. W 2009 zdobyliście z reprezentacją mistrzostwo Europy w Turcji. Finałowy skład to była piątka zawodników, która grała w AZS Olsztyn. Z Olsztynem z kolei nigdy nie dotarliście do mistrza Polski. Czegoś zabrakło? Na papierze mieliśmy skład do walki o ten tytuł. Ale właśnie czegoś zabrakło. Drużyna to skomplikowany mechanizm. Sam skład nie wystarczy. Potrzeba jeszcze cementu jako czynnika łączącego. Zabrakło kilku rzeczy, które widzi się teraz w najlepszych klubach, od organizacji po czynnik ludzki. Wspomniałeś, że chciałbyś wrócić grać w Olsztynie. Bardzo, to jest moje marzenie. Chciałbym tu wrócić nie na siatkarską emeryturę, ale wrócić i grać z tą drużyną o najwyższe cele. Jest to do zrobienia. Masz swoje ulubione miejsca w Olsztynie? Cały Olsztyn jest ulubiony. Kocham to miasto. Tu się urodziłem i tutaj chcę żyć. Jeżdżę po całym świecie i wiem, że to jest moje miejsce. W innym nie chcę mieszkać. Lubię spędzać wolny czas na łonie natury. Podobno kupiłeś działkę pod Olsztynem. Ooo! Dobry wywiad macie! Owszem, być może powstanie tam kiedyś dom. Twoją pasją jest… łowiectwo. Tak, jestem myśliwym. Kim jesteś w hierarchii koła łowieckiego? Młody szczaw (śmiech). Jestem myśliwym dopiero od roku, więc przygoda łowiecka dopiero przede mną. Jest to pasja niesamowita. A gdzie kupiłeś taki wielki uniform myśliwski? Tu ukłon w stronę moich kolegów myśliwych. Jeden z nich ma znajomości w firmach, które produkują odzież myśliwską. Zrobili mi na zamówienie. Masz teraz w domu wyeksponowane miejsce z trofeami siatkarskimi, a obok z myśliwskimi? Taką ścianę planuję zrobić, ale na nią przyjdzie czas. Jako młody myśliwy nie jest mi dane strzelać do okazałych trofeów. Trzeba zdobywać kolejne uprawnienia, by do tego dojść. Przy tym rytmie życia wygospodarowujesz jeszcze czas na pasję łowiecką? Staram się. Kiedy tylko mogę, wychodzę do lasu, do kniei. Lubię tak spędzać czas. Uspokaja mnie to, wycisza i odstresowuje. Idę nawet dzisiaj wieczorem. Na noc. Najbardziej uwielbiam nocne wyjścia. W nocy, chodząc po lesie, człowiek poznaje też siebie. Co poznajesz w sobie? Przysłuchująca się rozmowie fotografka Joanna Barchetto: – Jak szybko można biegać. Marcin Możdżonek: Sprawdza się swoją wytrzymałość. Fizyczną mam, więc może bardziej psychiczną. To prawda, że jeśli chodzi o krzepę, to jesteś wiodącym zawodnikiem w kadrze? Najsilniejszym na pewno nie jestem. Najsilniejszy jest Grzegorz Bociek, tak ze trzy, cztery razy bardziej ode mnie (śmiech). Ale lubię treningi siłowe. Pochwal się, ile bierzesz na klatę? Nie mogę wyciskać na ławeczce, bo mam kłopot w barkiem, ale mam to samo ćwiczenie na dużej piłce z hantlami. Wyciskanie takimi po 50 kg w seriach nie robi jakiegoś większego wrażenia. Myślałeś o zgoleniu brody? (głosem parodiującym starca z nagonki z kultowego „Misia”): A ja ogolić się nie pozwolę! Noszę zarost od przed wojny! Na serio – przyzwyczaiłem się do niej. Poza tym jestem trochę leniwy, by golić się codziennie. Zaczepiają cię na ulicy i o co pytają? O parametry techniczne: wzrost i rozmiar buta. Mało ambitne. Ale dzisiaj byłem u dzieci w szkole i jedno z nich zapytało mnie: „Też pan był na tych mistrzostwach?”. Mówię, że tak. A ono dalej: „I dla Polski pan grał?”. Rozmawiał: Rafał Radzymiński Obraz: Joanna Barchetto Dziękujemy za pomoc w sesji dyrekcji i nauczycielom WF Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 4 w Olsztynie TVN24 TVN24 GO TVN METEO TVN WARSZAWA TVN24 Biznes FAKTY KONKRET24 TVN zaloguj się zarejestruj się StartNajnowszeGorące tematyReporterzy 24OdznakiPodróżnicyDodaj materiałzdjęciewideoartykułmail kontakt24@ 22 324 24 24nr sms/mms 516 4444 24Autor:Mariusz1223MATERIAŁ INTERNAUTY14 Marca 2014 08:33 Aktualizacja: 14 Marca 2014Na takie zdjęcie trafiłem podczas spaceru. Wszyscy maja dość Putina, większość również uważa, że w końcu trzeba go w jakiś sposób uspokoićMapa Polski Targeo Pierwsza część z nowej serii artykułów Tego pana nie obsługujemy! cieszyła się bardzo dużym powodzeniem, która przerosła nawet moje oczekiwania. Dziś przedstawiam drugą jej odsłonę. Jeśli ktoś przegapił pierwszą część - zaległości może nadrobić klikając w ten Francuski Związek Narciarski Kontakt z Francuzami generalnie jest utrudniony. Zazwyczaj autografy zawodników z Francji otrzymuję bezpośrednio od nich lub od innych instytucji, znajdujących się poza Francją. Niezbyt pomocny jest Francuski Związek Narciarski (w oryginale Fédération Française de Ski), który nie kwapi się do odpowiadania na listy fanów. Co ciekawe, gdy udało mi się znaleźć kontakt do Jasona Lamy Chappuis, dostałem zamiast autografu taką oto informację: Oczywiście zastosowałem się do zawartych instrukcji, jednak odpowiedzi nie otrzymałem. A niby odpowiadają raz w tygodniu ;) IX. Wojciech Skupień - jest odpowiedź! X. Melanie Faißt Utarte w Internecie przekonanie, że uroda Niemek jest wątpliwej jakości całkowicie nie sprawdza się w przypadku Melanie Faißt. Blondowłosa skoczkini z miasteczka Baiersbronn jest chyba jedyną zawodniczką, która ma na koncie rozbieraną sesję w Playboyu. Co ciekawe, podpisane zdjęcia w negliżu można nabyć na eBayu za kilka euro. Póki co, nie dostąpiłem zaszczytu posiadania autografu Melanie, choć zdjęcia które wysłałem do podpisu były o wiele bardziej "grzeczniejsze" niż te, które można nabyć na aukcjach internetowych. Mój list, w którym zawarłem prośbę, zdjęcia oraz kopertę zwrotną z kuponem pozostał bez odpowiedzi, choć na nią czekam już długo. Troszeczkę za Jan i Tommy Schmid Nie ukrywam, że szczególnie poszukuję adresów, z których można dostać więcej niż autograf jednej osoby - dla mnie, jako kolekcjonera jest to oszczędność czasu i pieniędzy. Szczególnym przypadkiem jest sytuacja, gdy członkowie tej samej rodziny uprawiają sport - najczęściej jest to rodzeństwo, jak trójka braci Prevców uprawiających skoki narciarskie, czy też siostry Gasparin, które wszystkie trzy odnoszą sukcesy w biathlonie. Wśród kombinatorów norweskich mamy dwóch braci Schmid z Norwegii. Choć ich strona internetowa wygląda jakby była robiona w połowie lat 90. ubiegłego wieku, to zawiera z mojego punktu widzenia najcenniejszą informację - adres do korespondencji. Załączyłem prośbę, kopertę wraz z kuponem oraz kartę Fischera Jana, którą otrzymałem od samego producenta sprzętu narciarskiego (można ją obejrzeć tutaj). Jak nietrudno się domyślić - długi czas oczekiwania sprawił, że szanse na odpowiedź są małe. XII. Petter Northug Większość Czytelników pamięta przepełniony żalem post dotyczący procederu wysyłania pieczątek przez norweskiego biegacza narciarskiego (kto nie pamięta, zapraszam do lektury tutaj). Oczywiście nie pozostałem dłużny wobec Northuga i odesłałem kartkę, uprzednio ją odpowiednio dekorując (skan). Nie załączyłem kuponu na odpowiedź (jeszcze czego!), więc pewnie jestem skazany na czekanie w nieskończoność. Niemniej jednak nie żałuję swojej decyzji - to co otrzymałbym wcale nie musiałoby być oryginalnym podpisem (pewnie by nie było), a i mam nadzieję, że taki wyraźny sygnał da do myślenia osobom odpowiedzialnym za rozsyłanie pieczątek, że takie postępowanie jest nieuczciwe wobec fanów Norwega i kolekcjonerów autografów. XIII. Women's Ski Jumping USA Kolejna organizacja, która negatywnie mnie zaskoczyła, nie odpowiadając na jakiekolwiek pytania i prośby - a było już tego dużo. Były zapytania na Facebooku, były maile, wreszcie były tradycyjne prośby o autograf, wysłane oczywiście z kuponem na odpowiedź - wszystko na nic. Nie zawsze tak było - w 2013 roku otrzymałem stamtąd autografy Sary Hendrickson (do obejrzenia tutaj). Niestety, tak jak Norweski Związek Narciarski, WSJ USA od pewnego czasu kolekcjonerów autografów traktuje po macoszemu. Na koniec mogę nadmienić o zwrotach - do tej pory dwukrotnie przytrafiła mi się taka nr 1 - Andreas Wank W tym wypadku eksperymentowałem z adresem. Dosyć długo go poszukiwałem, wreszcie go znalazłem, wydawać by się mogło w zaufanym źródle - w dokumencie od DSV. Niestety, okazało się że taki adres nie istnieje. Dosyć szybko skontaktowałem się z kolekcjonerką autografów, która miała właściwy adres. Po przepakowaniu całej zawartości z jednej koperty do drugiej udałem się na pocztę i wysłałem. Tym razem się udało - efekt można oglądać nr 2 - Sarah Hendrickson Sytuacja podobna, jednak z jedną zasadniczą różnicą - tutaj adres otrzymałem od... samej zawodniczki. Na swoim Instagramie pokazała nowe kartki z autografami, wystarczyło w wiadomości prywatnej poprosić o adres i wysłać standardową prośbę. Tak też zrobiłem, jednak po jakimś czasie otrzymałem znajomo wyglądającą kopertę... Z nieskrywanym rozżaleniem napisałem ponownie do zawodniczki, że jak to tak złe adresy podawać... W odpowiedzi otrzymałem nowy adres wraz z przeprosinami od Mistrzyni Świata za pomyłkę. Po przeprosinach żal o zły adres minął, a teraz mam w kolekcji autografy od pierwszej w historii zdobywczyni Kryształowej Kuli w kobiecych skokach - autografy do obejrzenia tutaj. Jak widać na zdjęciu to kolejny dowód, że WSJ USA jest od jakiegoś czasu na bakier z wysyłaniem autografów. I już tak zupełnie na koniec - wszystkim Czytelnikom mojego bloga chciałbym życzyć udanych świąt wielkanocnych, spędzonych w gronie najbliższych osób, smacznego jajka i wielu autografów w przyszłości! :) hehe dobra robota normalnie przybił bym ci piąteczkę żeby nie było takiej sytuacji zawsze jak komuś składam bebechy to mowie żeby nie dali sobie wcisnąć czegoś innego tylko żeby mówili że ma być to co na kartce pamiętam jak dziś jestem w MM(u idiotów) rodzice coś tam AGD kupują no to ja ide w regały oblukać czy coś ciekawego jest, jakieś dobre ceny. Za plecami słyszę jak jakiś kolo pyta się pracownika(tego działu) o GTX280. Pada pytanie o wtyczkę zasilającą ilość pinów i czy pojedyńcza czy podwójna. Odp. Proszę pana jaka wtyczka wkłada pan w pci podpina kabelek od napędu i nic więcej nie trzeba. Ja tam pochylony przy dolnej półce z pudełkiem w rekach robię takie oczy a po chwili powstrzymuje się jak mogę aby nie roześmiać się na cały market. Po chwili słyszę aha dziękuje za pomoc to ja sobie sam poradzę (mistrzowskie wybrnięcie z sytuacji). Jak by ten koleś nie miał pojęcia o co kaman to by wydał na daremnie 1,5k złotych monet. Rozmowa z historykiem i nauczycielem Jakubem Bulzakiem – Kiedy czytam Twoje liczne komentarze to odnoszę wrażenie, że postawiłeś przed sobą próbę reformy Kościoła. Mocno licytujesz. – Nie, nie mam do tego ani narzędzi, ani tytułu, ani możliwości. Natomiast zostałem obdarzony złośliwym językiem i staram się od czasu do czasu komentować rzeczywistość. Niekoniecznie zgryźliwie, może raczej złośliwie czy ironicznie. Przede wszystkim nie lubię zastanych schematów, twierdzenia, że tak zawsze było i tak musi być, albo nigdy wcześniej czegoś tam nie było. Zwłaszcza denerwuje mnie, gdy widzę – podobnie jak wiele osób – kwestie, które nie działają jak trzeba. Ludzie przechodzą nad pewnymi rzeczami do porządku, a ja się z tym nie zgadzam. Na mediach społecznościowych ustawiłem sobie taki cytat biskupa krakowskiego Piotra Wysza z XV wieku: „Ormus murmurant, nemo clamat”- „Wszyscy szemrzą, nikt nie krzyknie”. Ja właśnie jestem tym, który chce krzyknąć. – Budzi się Jakub Bulzak po krótkiej, bo częściowo przepracowanej nocy, i planuje: dzisiaj zajmę się kolejnym odcinkiem reformy Kościoła. – To są często impulsy, coś przeczytam, z kimś porozmawiam, coś usłyszę, trafi do mnie jakaś ulotka. – Czujesz potrzebę polemizowania z tym? – Tak, a przynajmniej wyrażenia stanowiska i pokazania, że wszyscy mówią, że coś jest nie tak, a ktoś powinien o tym powiedzieć głośno. Wiem, że trochę osób patrzy na tego mojego Facebooka i czasem w komentarzach widać, że podobnie myślą. – Ale po co to? – Po to, żeby może chociaż jedna osoba coś przemyślała. Może czasem, żeby głupotę gdzieś zatrzymać, nawet na takim jednostkowym poziomie. To trochę jak z pytaniem: po co przychodzimy do szkoły. W „Dniu świra” Marek Konrad mówi o tych jednych oczach, które patrzą. Tego uczy praca w szkole. Nawet jeśli jest jedna osoba, która na te trzydzieści parę uczniów coś z lekcji wyniesie, i nie będzie to ławka, tylko jakaś wiedza, przemyślenie, to warto. Tak samo w moich komentarzach facebookowych, też mam taki cel. – W ilu sadeckich parafiach jest wywieszone Twoje zdjęcie z komentarzem: tego pana nie obsługujemy? (…) Całą rozmowę przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS. Za darmo pod linkiem:

tego pana nie obsługujemy